Doprowadziłam do niejednej afery czy awantury. I nie dam Ci uniwersalnych rad. Nie ma rozwiązania, które zadowoli setkę rodziców, z którymi musisz na co dzień współpracować. Mogę jednak podpowiedzieć, co możesz zrobić, aby choć odrobinę ułatwić sobie komunikację z rodzicami.
Oto kilka przydatnych ProTipów, z których sama korzystam.
Często podkreślam, że każdy nauczyciel może sobie uczyć tak, jak chce i jak potrafi najlepiej. To samo dotyczy budowania relacji z uczniami czy rodzicami. Niektórzy nauczyciele traktują rodziców jak partnerów (a przynajmniej starają się tak ich traktować). Inni, nauczeni przykrym doświadczeniem, unikają rodziców jak ognia. A że przeżyłam niejedną szkolną awanturę, jestem w stanie zrozumieć i to podejście.
Często się zastanawiam, co mają w głowie Ci najbardziej pretensjonalni rodzice rozkręcający afery, które kosztują nas wiele stresu i nerwów… A potem Ci sami rodzice oczekują, że my – nauczyciele będziemy „mocniej angażować się w opiekę” nad ich pociechami.
Ja staram się traktować rodziców jak moich klientów i chcę, aby klienci byli zadowoleni. Wiem też, że nie ma marki osobistej, która dogodziłaby każdemu (a ja wierzę, że nauczyciele już od pierwszej lekcji budują swoje marki osobiste i zawodowe, ale to temat na inny wpis/odcinek podcastu). Tak więc nie oczekuję, że każdy rodzic będzie z entuzjazmem podchodził do moich działań.
Jednocześnie chcę podkreślić, że absolutnie nie uznaję zasady „klient nasz Pan”. O nieeee…. Natomiast wszystkich rodziców staram się traktować z najwyższym szacunkiem. A dopiero za zamkniętymi drzwiami pokoju nauczycielskiego pozwalam sobie na utrwalanie podstawowych zwrotów języka łacińskiego. Podstawą współpracy z rodzicami jest traktowanie ich poważnie… tak długo jak to tylko możliwe.
Tu pozwolę sobie na szybką dygresję: cały czas nie rozumiem, dlaczego to zagraniczne święto wzbudza tak ogromny niepokój w Polsce. Przecież nikt z nas (najprawdopodobniej) nie planuje wywoływać duchów czy organizować seansu spirytystycznego na swoich lekcjach… Zdecydowana większość z nauczycieli (którzy jednak są porządnie wykształconymi ludźmi) wykorzystuje to święto, jako okazję do nauki nowego słownictwa oraz zapoznania uczniów z inną kulturą. Żeby nie było wstydu, jak nasi podopieczni pojadą za granicę. Żeby nikt z naszych uczniów nie przecierał oczu ze zdumienia, kiedy w październiku pojedzie z wizytą do USA. Oni jesienią zbierają cukierki, my wiosną topimy Marzannę lub wieszamy Judasza.
Nie czujesz tej okazji? Nie musisz organizować takich lekcji. Ba! Nie musisz brać w nich udziału, ale nie krytykuj innych, nie obrażaj tych, którym (jeszcze) się chce uczyć czegoś więcej niż słówek i gramatyki. Nie masz monopolu na nauczanie. Pozwólmy ludziom żyć, jak chcą, a nauczycielom uczyć tak jak czują. Bo większość decyzji dotyczących lekcji zapada w sercu. Gdybyśmy decydowali głową o pozostaniu w zawodzie, do dziś nie miałby kto już uczyć w szkołach publicznych. Czas szybko zweryfikuje działania. Niektóre z naszych 45 minut lekcji najprawdopodobniej będą lekcjami na całe życie.
Wróćmy do tematu Rodziców. ➡️
Wykorzystam to strrrrrraszne wydarzenie, żeby podzielić się z Tobą moim doświadczeniem związanym z organizacją lekcji o kontrowersyjnej w Polsce tematyce. Wydaje mi się, że w miarę „sprytnie” zarządzam tym tematem od kilku lat, dzięki czemu unikam szkolnych dram i afer.
Powiem więcej – wiadomość, którą wysyłam do rodziców, pozwoliła mi zorganizować lekcje o tematyce Halloween nawet w szkole katolickiej, gdzie kilka lat temu usłyszałam od mądrej dyrekcji: “Człowiek o szerokich poglądach, człowiek światowy powinien mieć świadomość odmienności kulturowej. Proszę robić lekcje, ale wspomnieć, że to święto zagraniczne”. Ja od siebie dodam: AMEN 😉.
Najważniejsze, żebyś pamiętała, że to Ty jesteś ekspertką w nauczaniu. A bycie ekspertką zobowiązuje – trzeba być profesjonalistką, a profesjonalistka się „jest” a nie „bywa”. Ważne, żeby przy okazji nie być „wszechwiedzącą”. Im dłużej pracuję w edukacji, tym bardziej zdaję sobie sprawę, jak mało wiem i ile jeszcze mogę się dowiedzieć na temat nauczania.
Nieśmiało podejrzewam, że najwięcej dram i afer pojawia się w sytuacjach, w których rodzice są NIEDOINFORMOWANI. Nieważne, czy chodzi o Halloween, zachowanie czy o ocenę… Jeśli chcesz uniknąć dram, to zadbaj, aby w miarę na bieżąco informować o wszystkim rodziców (tzn. o tym, o czym powinni wiedzieć!).
Jestem daleka od wysyłania rodzicom cotygodniowych newsletterów, bo na to po prostu nie ma czasu. Zadbaj o same konkrety i kontaktuj się tylko, kiedy jest potrzeba – nikt nie lubi spamu.
Zasada – Co? Po co? Jak?
Oto przykładowa wiadomość Halloweenowa, która rozwiewa wszelkie wątpliwości dotyczące zaplanowanych działań o tematyce kulturowej:
w ostatnim tygodniu października planujemy zorganizować na zajęciach języka angielskiego lekcje o tematyce kulturowej (Halloween).
Celem lekcji jest zapoznanie się z nowym słownictwem oraz poszerzenie swojej wiedzy o obcych kulturach.
Podczas zajęć języka angielskiego uczniowie:
– Zapoznają się z nowym, ciekawym słownictwem tematycznym.
– Dowiedzą się kilku ciekawostek o tym zagranicznym święcie.
– Wezmą udział w edukacyjnym Escape Roomie – zadaniem maluszków będzie otworzyć magiczne pudełko zamknięte na dwie kłódki. W środku ukryta będzie miła niespodzianka. Aby otworzyć pudełko, uczniowie (pracując w grupach) będą musieli wykazać się nie tylko znajomością języka angielskiego, ale także sprytem i logicznym myśleniem.
Obiecujemy dobrą naukę przez zabawę!
Zajęcia o tematyce kulturowej zaplanowane są: 1a – 27.10 (czwartek), 1b – 26.10 (środa) itd.
W dniu, kiedy zaplanowana jest lekcja o tematyce kulturowej, można przyjść w przebraniu, w kolorach tego święta (czarny, pomarańczowy, fioletowy) lub z akcentem jesiennym np. zabawka, opaska, dynia, czapka itp. Prosimy, aby przebrania mieć tylko na języku angielskim, tzn. uczniowie przebierają się przed i po lekcji.
Z wyrazami szacunku, XYZ
Co? Czyli, co jest głównym tematem wiadomości.
Po co? Czyli, dlaczego zamierzam coś zrobić. Jaki jest mój cel.
Jak? Czyli, jak wykonać zadanie. Jakie mam oczekiwania.
Jak przygotowuję wiadomość do rodziców
1️⃣ Robię (na szybko, na brudno) szablon wiadomości.
2️⃣ Rozmawiam z dziećmi – pytam ich o opinie, mówię, jaki mam pomysł. Badam teren we wszystkich klasach. Proszę dzieci, aby przekazały rodzicom wstępne informacje oraz dały znać, że jeszcze w tym tygodniu ich opiekunowie dostaną ode mnie wiadomość pisemną.
3️⃣ Dopisuję do wiadomości dodatkowe informacje, o których zapomniałam lub o których nie pomyślałam, a o których przypomniały mi dzieci podczas luźnej rozmowy w klasie. One zawsze mają milion pytań!
4️⃣ Wysyłam wiadomość, w której informuję o pomyśle, projekcie czy działaniu. Nie pytam o zgodę! Dodaję, że uczniowie zostali poinformowani o zagadnieniu i w razie dodatkowych pytań proszę, aby rodzic najpierw porozmawiał z dzieckiem. Robię to, bo chcę zminimalizować liczbę odpowiedzi na maila. Nie mam za bardzo czasu na nie odpisywać. (Albo odpisuję na maile, albo tworzę fajne lekcje).
Uwaga! Jeszcze raz – nie pytam rodziców o zgodę. Nie pytam, co myślą o moim pomyśle. Nie pytam, czy mają jakieś sugestie. Ja po prostu informuję o tym, co się dzieje w szkole na moich lekcjach. Wierzę, że rodzic, który nie będzie zadowolony z moich działań, skontaktuje się ze mną, a ja zaproszę go na rozmowę, aby rozwiać wszelkie wątpliwości i poszukać rozwiązania.
Aha! Zwróć uwagę, że w wiadomości do rodziców wspomniałam, że uczeń MOŻE, się przebrać MOŻE! Nie MUSI. Uczeń może wziąć udział w projekcie technologicznym, nie musi. Nikogo na siłę nie będę uszczęśliwiać.
Po wydarzeniu, konkursie czy projekcie staram się umieścić na stronie internetowej szkoły podsumowanie i zdjęcia z lekcji. Następnie wysyłam rodzicom link, gdzie mogą poczytać o naszych działaniach, przejrzeć fotografie – oczywiście umieszczam je tylko na oficjalnej stronie szkoły, która wcześniej zebrała zgody na wykorzystanie wizerunku, głosu itp. (Żadnych publikacji zdjęć na prywatnych social mediach! Nigdy! Choćby wszystkie pańcie z pokoju nauczycielskiego tak robiły, Ty tego nie rób!)
Gdzie zbieram szablony wiadomości
(Jeśli takie pytania pojawiają się w Twojej głowie, to wiem, że jeszcze nie byłaś na moim szkoleniu KIDS. Zapraszam!).
Już pędzę z wyjaśnieniem. Od lat korzystam z plików na dysku Google, gdzie tworzę wszystkie treści i zapisuję każdą wiadomość do rodziców, aby w kolejnym roku je odrobinę zmodyfikować i ponownie wykorzystać.
Treści tworzę w szkole, na okienku, na przerwie, na lekcji podczas pracy w ćwiczeniach. Mam taką zasadę, że w domu nie zajmuje się korespondencją z rodzicami. W domu pisałabym takiego maila godzinami, a ja nie mam czasu na rozpisywanie się!
Kilka przykładowych tematów wiadomości, które znajdują się w moim dokumencie umieszczonym w chmurze. Korzystam z nich od kilku lat:
- Dzień, dobry nazywam się Agnieszka Iwanicka.
- Miłe zasady dotyczące miłej współpracy.
- Lekcja kulturowa – Halloween.
- Dodatkowy projekt: Fiszki.
- Informacje o poprawkach.
- Informacje o sprawdzianach, kartkówkach itp.
- Wymiana listów zagranicznych itp.
Kiedy piszę kontrowersyjne lub trudne wiadomości, to zawsze udostępniam je mojej Bestie-Teacher, aby upewnić się, że nie ma w nich zbyt wielu niepotrzebnych emocji, które mogą trigerować niepożądane zachowania.
Mówię stanowcze NIE wszelkim dramom w mailach. Wiadomości muszą być krótkie, konkretne, wypełnione merytoryką i faktami, a nie Twoimi opiniami.
A gdy rodzic ma pretensje…
Oczywiście robię to po 3 dniach. Moje obowiązki zawodowe nie pozwalają mi zrobić tego szybciej. Pewnie pomyślałaś, że jestem złośliwa… nic bardziej mylnego! Po trzech dniach emocje już opadną, żadna ze stron nie ma ochoty na awantury. Polecam Ci regułę 3 dni – oczywiście wcześniej poinformuj rodziców, że 3 dni to standardowy czas oczekiwania na odpowiedź, ale o tym za chwilę…
Kogo informuję o „dramie” z rodzicami
I nie chodzi mi o raportowanie ploteczek, które pojawiają się w Twojej skrzynce e-mail. Chodzi mi o tym, żeby wspomnieć wychowawcy: “Hej, daję Ci znać – mogę mieć problem z rodzicem X, który napisał do mnie z jakimś żalem i pretensją. Na razie panuje nad sytuacją. Ale jesteś wychowawcą, więc chcę, żebyś wiedziała”. Przy okazji możesz poprosić o radę, jak współpracować z tym rodzicem.
Czasami nauczyciele o wszystkich problemach informują od razu swojego zwierzchnika. Robią sobie tak zwany „dupochron” czy „podkładkę”. I znowu – naprawdę jestem w stanie zrozumieć to podejście (choć jest dalekie od tego, w co ja wierzę). Ważne, żeby nie ukrywać afer, bo one i tak prędzej czy później dotrą do najbardziej zainteresowanych.
Ja natomiast wychodzę z założenia, że dyrekcja zatrudnia mnie (specjalistkę i profesjonalistkę), aby wydelegować mi zadania, na które ona nie ma czasu. Nie potrzebuję jej zgody, aby stawiać kolejne kroki w szkole. Sama załatwiam swoje sprawy. Ona musi mi zaufać.
Dla porównania pozwolę sobie użyć przykładu z innego podwórka: W mojej firmie zatrudniam informatyczkę, delegując jej zadania, których sama nie chcę lub nie potrafię wykonać. Nie wyobrażam sobie, aby moja pani Małgosia przychodziła do mnie z każdą pierdołą, bo po to ją zatrudniam, aby mieć mniej problemów na głowie. Oczekuję, że przyjdzie do mnie, gdy pojawi się atak hakerski, awaria “Klubu Pani z klasą” lub mój ukochany Ed Sheeran zrobił spontaniczne zakupy w moim e-sklepie z pomysłami dla nauczycieli 😉
Dlatego moim zdaniem w szkole tylko w wyjątkowych sytuacjach trzeba pogadać z wychowawcą czy pedagogiem. Oczywiście rozmowa z bestie-teacher, która podejdzie bez emocji do sprawy, zawsze jest na wagę złota.
Kiedy odczytuję i piszę wiadomości od/do rodziców
- Odczytujesz i odpisujesz na maile w godzinach pracy.
- Czas oczekiwania do 3 dni roboczych.
- W sprawach pilnych zapraszasz na konsultacje, na które również trzeba się zapisać z wyprzedzeniem.
Pamiętaj, że masz prawo przygotować się do takiej rozmowy! A jeśli nie czujesz się komfortowo, to zawsze możesz poprosić o dodatkową obecność np. pedagoga szkolnego, czy wychowawcę. W ogóle to koniecznie sprawdź, czy w twojej szkole są jakieś procedury dotyczące kontaktu z rodzicami, coraz więcej placówek może pochwalić się takim dokumentem na swojej stronie internetowej.
Absolutnie NIEDOPUSZCZALNYM jest kontakt z rodzicem w trakcie Twojej lekcji czy dyżuru na korytarzu szkolnym. Ty masz w tym czasie inne obowiązki, nie pozwól sobie wejść na głowę.
Często nauczyciele wściekają się, że rodzice piszą wiadomości „wieczorową porą lub w weekendy”. Serio?! Co Cię to obchodzi, kiedy zatroskany rodzic pisze. Ważne, kiedy Ty odpiszesz. (A skoro mówimy o wieczorowej porze lub weekendziku, to mam nadzieję, że nie odpisujesz od razu!). Jest ważniejsze pytanie – dlaczego Ty odczytujesz wiadomości wieczorem?! Czemu zaglądasz do skrzynki mailowej w weekend?! Kto się wolniej uczy – Ty czy rodzic? Skoro sama nie szanujesz swoich wieczorów i weekendów, to nie oczekuj, że jakiś randomowy rodzic będzie je respektował. Sory.
Nieśmiało przypominam Ci, że w pracy można Cię zastąpić inny nauczyciel. W domu nie da rady Cię zastąpić nikt. Teraz taki PROTIP dla Ciebie – za każdym razem, kiedy przyjdzie Ci ochota zalogować się na poczcie szkolnej, napisz SMS-a do swojej bestie-teacher i zaproponuj jej kino, wino lub odpal na YouTube 10-minutowy trening brzucha z Mel B.
Koleżanka opowiadała mi niedawno, jak jedna z mat(d)ek zażądała od niej „natychmiastowego skanu kartkówki”. Moja psiapsi ze spokojem, a nawet uśmiechem na ustach, odpisała że „[…] niestety pracodawca nie wyposażył mnie w niezbędny sprzęt do robienia zdjęć sprawdzianom. Najbliższe zajęcia mam X i to w ich trakcie rozdam prace i przeanalizuję je z uczniami. […] Jeśli chce się Pani zapoznać z pracą, to zapraszam w godzinach moich konsultacji” – oczywiście odpisała drugiego czy trzeciego dnia.
Awanturnicze, ciut przydługie maile często pisane są przez rodziców dysponujących zbyt dużą ilością czasu wolnego. Ty chyba nie masz tyle wolnego czasu, dlatego, zamiast angażować się w niepotrzebna mailowa dyskusje, od razu zaproś na spotkanie (konsultacje). Doświadczenie mi podpowiada, że taki rodzic szybko zrezygnuje. Co więcej – nie będzie mógł Ci zarzucić braku chęci, czy życzliwości. A jeśli przyjdzie, to jeszcze lepiej – od razu załatwicie sprawę.
Kiedyś opowiem Wam o jednej z moich najtrudniejszych „walk z rodzicem” (a nawet z kuratorium). Dziś jeszcze nie mam ani odwagi, ani siły, ani w sumie chęci, aby o tym mówić… Jednym z elementów, które uratowały moje 4 litery, były wiadomości systematycznie wysyłane do rodziców. Systematycznie informowałam ich o sytuacji, przypominałam o poprawach, o problemach, o projektach itp.
Dodatkowo w każdej wiadomości wysyłanej do rodziców dodawałam na końcu zdanie „W razie jakiejkolwiek potrzeby rozmowy, jestem do Państwa dyspozycji. Proszę śmiało pisać, chętnie pomogę”. Kiedy musiałam bronić swojego dobrego imienia, wydrukowałam wszystkie maile, zakreśliłam kolorowymi zakreślaczami każde zdanie, które było poświadczeniem mojego profesjonalizmu – ciężko było mi zarzucić brak życzliwości i chęci pomocy.
Co z rozmowami przez telefon
Ja jestem w tym drugim teamie – mój numer telefonu jest tylko dla rodziny i przyjaciół. Informuję rodziców, że jedyny kontakt ze mną jest poprzez dziennik elektroniczny, który systematycznie sprawdzam i że mogą liczyć na reakcję na każdą wiadomość (tak jak już wspomniałam – czasami jest to tylko zdanie „Dziękuje za wiadomość”).
Ja nie udostępniam numeru i mam problem z głowy. Nie muszę się zastanawiać, co zrobię, jak rodzic zadzwoni w pilnej sprawie w piątkowy wieczór lub napisze SMS-ka w weekend. Jedyna forma kontaktu ze mną to dziennik, a ten otwieram systematycznie w godzinach, które przeznaczam na pracę w szkole. Co więcej – ja lubię wszystko mieć „na papierze”, abym spokojnie w dowolnej chwili mogła wrócić do ustaleń.
Nawet jeśli udostępniłaś swój numer i chcesz teraz z tego pomysłu zrezygnować, wystarczy wspomnieć rodzicom, że „w ostatnich tygodniach ten numer był nadużywany, dlatego bardzo proszę, aby od teraz kontaktować się ze mną tylko mailowo. Z wyrazami szacunku XYZ”.
Uwaga! W tym miejscu chciałabym jeszcze przypomnieć, że zasady zasadami – warto się ich trzymać – ale z drugiej strony nigdy nie zapominajmy być ludźmi. Może się np. zdarzyć, że będziesz miała w klasie ucznia ze specjalnymi potrzebami lub chorego. Wówczas dla komfortu psychicznego Twojego i rodzica, możesz wyjątkowo zdecydować się na kontakt telefoniczny. Tak jak wspomniałam na początku – nie ma jednej uniwersalnej zasady pasującej do każdej sytuacji.
Co z rodzicem, który pisze przez Messengera
Tutaj już w ogóle nie odczytuję takich wiadomości. Trzymam je w skrzynce „inne” lub usuwam, ale tak, aby się nie wyświetliło, że widziałam. Nie jestem przyjaciółką rodziców.
Już wyobrażam sobie, jak przy okazji jakieś poważniejszej aferki udostępniam w kuratorium i dyrekcji dowody w postaci “printscreentów z Facebooka i Instagrama”. Nie do pomyślenia. W ogóle nie ma o czym dyskutować.
Jak dbam o poprawność językową wiadomości
Na koniec zostawiłam sobie PROTIP, z którego systematycznie korzystam, przy okazji każdej wiadomości wysyłanej do rodziców. Wspominałam już, że swoje wypocinki tworzę w dokumentach Google, który już podczas tworzenia sprawdza moje błędy.
(Często śmieję się, że niektórzy wstydzą się historii swojej przeglądarki, ja natomiast wstydzę się tego, co na co dzień widzi mój dokument Google’a).
Tak więc najpierw wiadomość tworzę w pliku Google, a potem ląduje w dowolnym programie sprawdzającym podany tekst pod względem poprawności ortograficznej, stylistycznej, gramatycznej i typograficznej. Ja akurat korzystam z Ortograf.pl. Wystarczy, że wkleisz tam dowolny tekst, klikniesz ok, a system podkreśli Ci miejsca, które np. są trudne do zrozumienia, nieczytelne czy z błędami.
To chyba na tyle, takie najważniejsze protipy dotyczące kontaktu z trudnym rodzicem. Pamiętaj, że każda z nas prędzej czy później była straszona słowem na K… Kuratorium. Teraz opowiadamy sobie te historie jako heheszki lub ciekawostki 🙂.
Aha! I najważniejsze – zdecydowana większość rodziców jest spoko…
Sprawiam, że chce się uczyć i nauczycielom i uczniom.
Proponując innowacyjne i kreatywne materiały edukacyjne, pomagam uatrakcyjniać i ożywiać zajęcia językowe. Tworzę gry językowe, w które sama chciałabym grać i uczę tak, jak sama chciałabym być uczona.
0 komentarzy